środa, 4 maja 2016

Rozdział 15


Gabinet Olivera był zwyczajny. Biurko, komputer i jakieś szafy. Na podłodze był wyłożony okrągły dywan. Były na nim przedstawione dwie postacie - wilk i lew, które się goniły. Siedziałam na mini sofie owinięta kocykiem. Ven w tym czasie robił mi herbatę w pokoju obok.
- Matrona nie miałaś wyboru - powiedział spokojnie Oliver. - Na arenie będzie to samo - albo ty, albo ktoś inny.
- Ale ty nic nie rozumiesz! To był chłopak mojej siostry, był dla niej całym światem, a ja jej go zabrałam - ukryłam twarz w dłoniach i znów starałam się powstrzymać łzy.
- Uspokój się dziecko, i tak byś musiała go zabić - wziął łyk drinka - żeby wygrać.
- Nie chciałam wygrać.
- To po co się zgłosiłaś? - spytał zaciekawiony.
- Chciałam pomóc Danielowi wygrać...
- Czy próbujesz przekazać mi, że gdyby została wasza dwójka, to popełniłabyś samobójstwo, żeby ten chłopak wygrał?
Przytaknęłam.
- Jednak nie jesteś taka mądra, jak sądziłem - kontynuował Dziadek. - Nie poradziłabyś sobie z nim czy bez niego. Jesteś zbyt delikatna, za bardzo wszystko przeżywasz.
- Przepraszam, że taka jestem!
- Tylko nie krzycz, mój aparat słuchowy tego nie zniesie. Powinnaś zauważyć znaczącą przewagę swoich rywali i pozbywać się ich już tutaj. W większości pokojach pozostał już tylko jeden zawodnik. A wiesz czemu?
- Nie trudno się domyślić. Zarżnęli przeciwników podczas snu. Ale to nie jest uczciwe.
- Tu nie ma zasad. Z 1865 zawodników musi nam zostać trzydziestka osób. Myślisz, że z samych walk tracimy tylu zawodników?
- Niech da już jej pan spokój - poprosił Ven.
W ręku trzymał kubek z unoszącą się parą. Usiadł obok mnie i podał napój. Wzięłam jeden łyk i przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
- Dzięki.
- Nie dam jej spokoju - odpowiedział Oliver po chwili. - Albo weźmiesz się w garść dziewczyno albo...
- Albo umrę - dokończyłam.
- Idźcie już do pokoju. I Ven pamiętaj - powiedział surowo Dziadek.
- Pamiętam.
Mój współlokator objął mnie i poprowadził do pokoju. Była już druga w nocy. Wszyscy spali albo leżeli zakrwawieni w łóżkach.
Pomimo upływu kilku godzin od zabójstwa, nie potrafiłam się uspokoić. Przed oczami cały czas miałam sylwetkę Daniela, jak wykrzykuje obelgi. Nazwał mnie mutantem. Skąd w ogóle taki pomysł? Może nie jestem taka, jak wszyscy, ale czy to powód, że wyzywać od najgorszych? Zastanawia mnie jeszcze jeden fakt. W jaki sposób dowiedział się o tatuażu. Włosy zawsze ścinałam tak, żeby idealnie zakrywały kark. Teraz sięgają mi już do ramion, więc nikt nie miał nawet okazji, żeby go zauważyć. Była to 2. Normalna, czarna liczba. Był już kiedy zostałam podrzucona do domu państwa Terson.
Jest jeszcze jedna sprawa do wyjaśnienia. Po pojawieniu się Vena, przyszedł Calyton i kazał nam iść do Olivera. Opowiedziałam im wszystko. O dziwnym zachowaniu i wyglądzie Daniela, o jakimś serum prawdy, o zarzutach jakie mi postawił. Nie wspomniałam o tatuażu, lepiej żeby nikt nie wiedział. Usadowili mnie na kanapie. Clayton poszedł pilnować drzwi, a Ven do małego pomieszczenia obok. Był tam też Oliver. Musiało im bardzo zależeć, żebym nie usłyszała nic z ich rozmowy, ponieważ mówili szeptem. Mieli niestety pecha - słuch mam nadzwyczaj dobry.
- Nie mam pojęcia, skąd się dowiedział. Jeszcze ten kit o serum prawdy, kto mu takich głupot nagadał?! - powiedział oburzony Ven.
- Ciszej! Chłopcze wiesz po co tu jesteś.
- Wiem i to bardzo dobrze.
- Więc dlaczego dopuściłeś do ich spotkania?! Specjalnie dałem go na inny oddział, żeby nie miał z nią styczności. Za bardzo przypomniałby jej dom i dawne życie.
- Zapomni, uwierz mi. Zrobimy z niej jeszcze maszynę do zabijania.
- Ty słyszysz co mówisz? Ona mnie może się otrząsnąć po jednym zabójstwie.
- Przyzwyczai się, zobaczysz.
- Dlaczego w ogóle go zabiła?
- Powiedział, że jest mutantem i się rzucił na nią. Broniła się.
- Nie żadne „broniła się”, tylko instynkt kazał jej atakować.
- Może masz racje.
- Pogadamy jeszcze na ten temat. Idę zobaczyć, jak się czuje.
A dalej już wiecie co było. Z ich rozmowy można wywnioskować tylko jedno - Daniel mówił prawdę. Dalej nie wierzę, że jestem mutantem, ale jakiś związek muszę z nimi mieć. Cały czas żyłam nieświadoma. Jak mogłam przez tyle lat się nie zorientować? Przecież ten tatuaż musi coś oznaczać. Może pochodzę z drugiego instytutu badań nad pozbyciem się mutagennych komórek? Usunęli ze mnie to plugastwo i dali do normalnej rodziny. Czy rodzice wiedzieli o tym? Skoro obcy mi ludzie wiedzą, to czemu by nie oni? Interesowali się tym w ogóle? Wszystko się skomplikowało. Nie potrzebnie zgłaszałam się na ten durny wyścig. Ale Telia... Moja kochana siostrzyczka. Nie mogę pozwolić, żeby trafiła w łapy jakiegoś debila lub co gorsze - umarła.
- Wiem, że nie śpisz Ven - powiedziałam ostro. - Słyszę, jak nierówno oddychasz.
Odwrócił się do mnie i spojrzał pytająco.
- Od jak dawna wiesz? - spytałam.
- O czym?
- Nie udawaj. Słyszałam waszą rozmowę z Oliverem.
- Co usłyszałaś? - usiadł i spojrzał na mnie poważnie.
- Wszystko! Wiem, że jestem powiązana z mutantami i że nie jesteś tu przez przypadek. Mojego pierwszego współlokatora specjalnie zabiłeś, żeby być blisko mnie. Tylko czemu?
- To nie jest czas i pora na taką rozmowę.
- Właśnie, że jest! Ven chce wyjaśnień i to już - nakazałam.
Chłopak wstał i podszedł do mnie. Przykucnął i nasze twarze były na tej samej wysokości. Nie tracąc kontaktu wzrokowego ściągnął rękawiczkę. Jego dłoń była niebieska w czarne plamy. Zanim zdążyłam zareagować dotknął mojej skóry. Poczułam, jak moje ciało drętwieje i straciłam przytomność. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/przeczytałaś? Pozostaw swoją opinię w komentarzu, w końcu ja też muszę coś czytać ;p (ps bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania)
Długo nie było, ale mam nadzieję, że się podoba :)