Oliver był niższy ode mnie o głowę.
Jego błękitne oczy przenikały moją dusze na wylot. Zmarszczki na twarzy
sprawiały, że wydawał się kruchy. Wystarczyłoby dotknąć go palcem i by się
przewrócił. Nawet laseczka, którą się podtrzymywał nic by nie dała. Aż dziwne,
że ten człowiek zabił pięciu, umięśnionych mężczyzn. Może właśnie wtedy jego
wewnętrzny diabeł uwalnia się i dodaje mu sił.
- Matrona.
- Tak? - spytałam lekko przerażona.
Ven stał obok mnie. Dodało mi to otuchy, że nie pozostawił
mnie samej w tej sytuacji.
- Nie zdajesz sobie sprawy, ile czekałem na to spotkanie -
oznajmił Oliver.
- Miło mi to słyszeć - odparłam, czując, jak policzki zaczynają mi płonąć.
- Chłopcze, wróć do swojego pokoju - zwrócił się do Vena. -
Muszę porozmawiać z naszą perełką.
Serce zaczęło mi bić milion razy na sekundę. Pot lał się po
moich dłoniach. Wytarłam je o spodnie, ale nic nie dawało. Mój współlokator
zerknął na mnie podejrzliwie i odszedł bez słowa.
- Posłuchaj cukiereczku, jesteś wielkim zaskoczeniem. Kobieta
w wyścigu mężczyzn... Gratuluję odwagi.
- Dz-dziękuję - wyjąkałam.
- Nie stresuj się moje dziecko. Ze swojej okrutności słynę
jedynie do tych gówniarzy. Damy nigdy nie skrzywdzę, mam swoje zasady. W sumie
to zawsze marzyłem, żeby mieć wnuczkę. Ale taką prawdziwą dziewczynkę, aniołka.
A tu proszę, gotka i do tego waleczna - też będzie. Od dziś jesteś oczkiem w
mojej głowie, nie zmarnuj tego. I skarbie, uważaj z kim rozmawiasz. Twój
pierwszy współlokator został zamordowany zaraz po otrzymaniu numerka pokoju.
- Chce pan powiedzieć, że...
- Ależ ja nic nie mówię, moja droga. Jak wiesz, morderstwa
nie są tu niczym karane, ponieważ będą co raz powszechne. Z wszystkich
uczestników musi zostać was tylko trzydziestka. Muszę cię już opuścić. Jeśli
ktoś będzie ci sprawiał problemy, daj znać Claytonowi. Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziałam.
Ruszyłam do pokoju. Ven zabił mojego
pierwszego współlokatora. Dlaczego? Jaki miał w tym cel? Nie wiem, ale muszę
się dowiedzieć. Wydawał się taki miły. Widocznie wszystko to na pokaz. Wzbudził
moje zaufanie i teraz czeka na odpowiedni moment, aby go wykorzystać. Drań.
Chwyciłam się barierki przy schodach. Może nie powinnam wracać do pokoju?
Zrobiłam kolejne kroki w górę. Co ja
gadam? Przyjechałam tu walczyć, więc jeśli spróbuje czegokolwiek, nie zawaham
się. Jedyną moją bronią byłaby bransoletka. Śmiesznie to brzmi, ale na prawdę
potrafi zrobić krzywdę. Trzy rzędy wystających, ostrych ćwieków. Zdjęłam ją i
zapięłam na dłoni.
Stanęłam przed pokojem 486. Chwyciłam
klamkę lewą ręką i powoli otworzyłam drzwi. Ven leżał na swoim łóżku i bawił
się szmacianą piłeczką. Podrzucał ją i łapał. Usiadłam na przeciw niego. Nie
potrafiłam oderwać wzroku. Jego rude włosy rozłożyły się na poduszce. Słabe
światło żarówki oświetlało jego promienną twarz. Ciemnobrązowe oczy wpatrzone
były w piłeczkę. Widocznie sprawiało mu to przyjemność, bo cały czas się
uśmiechał.
- Dlaczego go zabiłeś? - spytałam.
Przestał podrzucać piłeczkę. Chyba popełniłam błąd
pytając go o to, ale musiałam się dowiedzieć. Schował zabawkę do kieszeni i
usiadł. Spojrzał prosto na mnie.
- Oliver ci powiedział? – spytał poważnie.
- Tak - odparłam, czułam się, jak podczas rozmowy z
Dziadkiem.
- Chciał mi ją odebrać.- oznajmił ponuro.
- Kogo?
- Piłeczkę.
- Zabiłeś dla piłeczki? - spytałam zdziwiona.
- Posłuchaj, myśl sobie o mnie co chcesz. Ale każdy tutaj
zostanie mordercą albo ofiarą - powiedział ostro.
Na tym skończyła się nasza rozmowa.
Położył się do mnie plecami i po chwili usłyszałam chrapanie. Zrobiłam to samo,
ale miałam problemy z zaśnięciem. Minęło kilka godzin, zanim zasnęłam.
Do moich uszu dobiegł dźwięk syren.
Spadłam z łóżka.
- Ubieraj się - powiedział Ven. - Dość leżenia.
- Cooo się dzieje? - spytałam ziewając.
- Śniadanie i trening - powiedział i rzucił w moją stronę
mundur. - Ubieraj się.
Wstałam i podniosłam strój. Ven stał
wprost na mnie i gapił się wkurzony. Pokazałam mu, że ma się odwrócić.
Zdenerwował się chyba jeszcze bardziej, wyszedł z pokoju i trzasnął
drzwiami.
W pośpiechu zrzuciłam stare ciuchy i ubrałam mundur. Były to czarne dresy, szara bluza z kapturem i biała bluzka.
Spodnie były dość dziwne. W połowie uda był zamek. Jeśli bym go rozsunęła,
powstałyby krótkie spodenki. Włosy ułożyłam jako tako i gotowa zeszłam na
jadalnie.
Ven siedział już przy naszym stoliku
i zajadał się kanapkami. Usiadłam na przeciw niego i czekałam aż podadzą mi
jedzenie. Mogłam iść sama, ale lata spędzone z niewolnikami rozleniwiają. Po minucie znalazła się przy mnie służka. Podała mi sałatkę
makaronową z smażonym słonecznikiem i szynką. Delicje.
Po śniadaniu i spotkaniu z Claytonem,
poszliśmy na siłownie. Oczywiście, nie wszyscy razem. Podzielili nas na zespoły
po 50 osób. Na miejscu zabrałam się na ćwiczenia nóg i rąk. Musiałam wyrobić
kondycje i wytrzymałość. Jeśli walka nie wypali, zawsze można uciekać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/przeczytałaś?
Pozostaw swoją opinię w komentarzu, w końcu ja też muszę coś czytać ;p
(ps bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania)Może nie dzieje się zbyt wiele, ale mam, że się podoba :) Co sądzicie o występku Vena? Oraz jakie emocje wywołuje u was Oliver /"Dziadek"?
Uuu.. Taki Dziadek to skarb w takich okolicznościach xD
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i na razie nie mam zdania o występku Vena...
GDZIE DO CHOLERY JEST DANIEL?!
Czekam na next i weny ;)
P.S. Zapraszan do mnie na drugą część "To koniec?" :) Ważna notka pod postem
Tylko mi nie mów, że Van zabił Daniela (takie mam tylko przypuszczenie):(
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i Dziadek...robi się coraz ciekawiej...
Życzę weny i zapraszam na bloga o Lenie i Danielu ^^
Pozdrawiam ;)
Hej, nominowałam Cię do LBA http://wehavetosurvive.blogspot.com
OdpowiedzUsuń