środa, 24 lutego 2016

Rozdział 10


Z każdym krokiem szło mi lepiej. Powoli przyzwyczajałam się do ból, ale czarne plamki nie znikały sprzed moich oczu. Czasami zatrzymywałam się, żeby w spokoju załapać oddech. Ale nie na długo, bo chłopak mógł zniknąć mi z pola widzenia.
Znienacka  zatrzymał się, ale ja szłam dalej. Postanowił poczekać na mnie? Powiedziałabym, że to miło, ale wciąż pamiętam, jak mnie zrzucił. Do tej pory czuje, że mam pełno liści i mchu we włosach. Może i zaczęłam najgorzej, jak się da, ale jeszcze im pokaże. Wygram ten wyścig. Muszę.
Mój przeciwnik przykucnął i skoczył. Ciemna sylwetka znikła za horyzontem. Przykuśtykałam tak szybko, jak mogłam do miejsca, gdzie go widziałam. W ostatnim momencie chwyciłam się gałęzi. Las urwał się i zmienił w klif. Dziesięć metrów niżej rozciągała się wielka dolina w kształcie litery O. Obramowana była murem z ziemi. Na samym środku toczyły się walki. Setki mężczyzn walczyło ze sobą wręcz. Wśród tego chaosu szukałam Daniela.
Drzewa zaczęły się ruszać. Przesuwały się po ziemi i ustawiły obok siebie. Pień obok pnia. Powstał płot, który oddzielał mnie od lasu. Nie było szans, żeby się przecisnąć. Jedyne co mi pozostało to zeskoczyć i walczyć.
Dopiero teraz zauważyłam, że na murze nie jestem sama. Mężczyźni stali w różnych odległościach i bardziej byli przejęci oglądaniem walki, niż sobą nawzajem. Większość z nich była poraniona, jak ja.
Ogrodzenie z drzew znowu się poruszyło. Zacieśniało się, popychając nas ku dolinie. Moi przeciwnicy łapali się pni, zeskakiwali albo bezczynnie stali. Przyznać muszę, że sama nie chciałam znaleźć się tam w dole. Ale drzewa napierały co raz bardziej. Grunt powoli kończyły mi się pod stopami. Stałam już tylko na piętach.
Spadłam w dół. Przetoczyłam się po ziemistej ściance i wylądowałam na miękkiej trawie. Podniosłam się, chociaż rany wciąż dawały o sobie znać. Teraz już wszyscy znaleźliśmy się na mini-arenie.
Kilka metrów ode mnie bili się dwaj napakowani mężczyźni. Okładali się pięściami, kopali i wyzywali przy tym. Wyglądało to, jak bójka dzieci, dopóki jeden z nich nie padł na kolana, a drugi kopnął go w szczękę. Ten klęczący - rudy, o krótkich włosach - wypluł kilka zębów z krwią i starał się wstać, jednak jego przeciwnik - blondyn z kucykiem - nie pozwolił na to. Przyłożył mu z pięści z trzy razy, a kiedy jego ofiara padła, zaczął ją dusić. Rudowłosy chłopak oddał ostatnie tchnienie i jego ciało przestało się ruszać.
Nagle jeden z walczących skierował na mnie wzrok. Uśmiechnął się łobuzersko i zaczął biec w moją stronę. Adrenalina i strach dodały mi sił, zrobiłam kilka kroków, aby zwiększyć odległość między nami. W końcu napotkałam za sobą ziemistą ścianę. Byłam w pułapce. Ucieczka w bok nie miałaby sensu w takiej sytuacji. Zostałam już wybrana na cel i muszę stawić czoło przeciwnikowi.
Uniosłam pięści na wysokości twarzy i czekałam. Mężczyzna był już tylko dwa metry ode mnie. Oparł ręce na biodrach i głośno się zaśmiał.
- Myślisz, że dasz mi radę?
- Ja bym nie dała rady? - starałam się powiedzieć to tak, żeby zabrzmiało groźnie, ale głos zbytnio mi się łamał.
Moja wypowiedź jeszcze bardziej go rozbawiła. Przeczesał ręką brązową czuprynę, po czym strzelił palcami. Podszedł do mnie i staliśmy twarzą w twarz. Jedyne co nas dzieliło, to moje pięści. Znienacka grzmotnął mnie w nos. Odruchowo kopnęłam go glanem w łydkę. Zawył z bólu, ale to go nie powstrzymało przed dalszymi atakami. Rozwścieczył się jeszcze bardziej. Szybkimi ruchami uderzał mnie w brzuch, a potem w szyje. Złapał mnie za prawy nadgarstek, obrócił i założył dźwignię. Przewrócił mnie na ziemię i kolanem naciskał na mój policzek. Usiadł mi na plecach i zaczął przyduszać. Przed oczami pojawiły mi się czarne plamki. Po chwili uścisk zelżał, ale ze wzrokiem było coraz gorzej. Powieki zaczęły mi ciążyć i zasnęłam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/przeczytałaś? Pozostaw swoją opinię w komentarzu, w końcu ja też muszę coś czytać ;p (ps bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania)
Hejka naklejka! Wróciłam!
Pierwsze stracie w wyścigu po Junone, co sądzicie?
Przepraszam, że taki krótki ten rozdział :/



4 komentarze:

  1. Uwaga, uwaga! Informujemy, że dzięki nagłej utracie przytomności Mat, przeżyje pierwszy pojedynek!
    Ale żeby dać się tak okładać? Trzeba było mu z pięści przywalić...
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy tu nie wyznaje się zasady "kobiet się nie bije"? Jak tak można ??
    Rozdział pełen akcji :)
    Czekam na next'a :)
    Pozdrawiam i weny życzę :*
    Zapraszam na nowy rozdział u mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. Ostro siostro xD Oby tak dalej <3 Poczułam, że żyję xD
    2. Nominowałam cię do LBA! Więcej info: http://ukrytetajemnice.blogspot.com/2016/02/lba-1.html
    3. Rozdział może i krótki, ale *boski* Wczytałam się i nie mogę się już doczekać następnego rozdziału! Nie pozwolisz mi umrzeć, prawda?
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, nie ten adres dałam :/
      To jest dobry -> http://magiaprzeznaczenia.blogspot.com/2016/02/lba-1.html

      Usuń