Musiałam sprawdzić co z Telią.
Jednak teraz dużo ryzykuje. Mama mogłaby zauważyć bandaże.
Z natury lubię być sama. Jedynymi
osobami, które toleruje to rodzice, siostra, Daniel i Jason. Przy nich czuje
się swobodnie. Jestem sobą, nie muszę nikogo udawać. Jednak teraz nie
chciałam z nikim rozmawiać. Zjedzenie kolacji w towarzystwie mamy nie wchodziło
w grę. Na szczęście mój wewnętrzny samotnik często się odzywa i normalnym jest,
że jadam w pokoju. Podeszłam do telefonu, który wisiał na ścianie.
Nacisnęłam jedynkę i czekałam, aż ktoś odbierze.
- Słucham? - powiedziała Welia, jedna ze sług.
- Przynieść mi kolacje do pokoju i kawę.
- Dobrze, a kawa ma być taka, co zawsze?
- Tak, z mlekiem, cukrem i nie zapomnij dać ciasteczka
maślanego.
- Pani, czy ja zapomniałam kiedykolwiek o tak istotnej
rzeczy? - zaśmiała się.
Odłożyłam słuchawkę. Lubiłam Welie, zawsze mnie rozśmiesza.
Była po czterdzieste, trochę przy kości. Czarne włosy przepasała siwizna, ale
jej błękitne oczy wciąż miały ten błysk. Cieszyła się ze swojej pracy. Nie
miała męża, ani dzieci. Jedyną rodziną byliśmy dla niej my. Mama nie lubiła
wysługiwać się osobami, które mają drugie życie. Chciała, żeby niewolnicy byli
całkowicie oddani jej.
Po chwili służąca przyniosła mi
posiłek. Kiedy wyszła, włączyłam muzykę. Nie lubię jeść w ciszy. Do moich uszu
doleciał death metal. Rodzice zamontowali mi drzwi dźwiękoszczelne, ponieważ
nie chcieli słyszeć tych "wyjców". Telia też tego nie tolerowała
zbytnio. I tak największe oburzenie było wtedy, jak zrobiłam kolczyki. Osiem
dziurek na raz. Sześć zwykłych kolczyków i jeden industrial. Miałam chyba karę
na trzy miesiące, ale warto było. Ból był do zniesienia i szybko mi się
zagoiło. Po miesiącu nie czułam już nic, a opuchlizna zeszła. Jedynie Jesonowi
podobał się mój piercing.
Około drugiej w nocy poszłam do
kuchni. Akurat zmianę miała dzisiaj Welia.
- Pani, dlaczego nie śpisz? - spytała, lekko zdenerwowana.
- Pić mi się zachciało, zaparzysz mi rumianku?
- Rumianku? - zdziwiła się.
- Okres mam i brzuch mnie trochę boli.
Nie pytała już więcej. Kuchnie oświetlała jedna lampka, więc
sługa nie zauważyła moich opatrunków. Kilka minut później, szłam z kubkiem
gorącego rumianku. Wśliznęłam się do pokoju Teli. Leżała zwinięta na łóżku.
Była cała blada.
- Telia, przyniosłam ci coś - szepnęłam.
- Jesteś wielka, sis. Co ci się stało w dłonie?
- A to nic takiego! - machnęłam ręką, żeby pokazać, że to
nic ważnego. - Sprzątałam po tobie po prostu.
Wzięła ode mnie rumianek i powoli zaczęła pić. Usiadłam obok
niej.
- Przepraszam za tą rozbitą... – zaczęła łamiącym się głosem
Telia.
- To już nie ważne. Ale dlaczego to zrobiłaś? Czemu się
upiłaś?
- Przyjęli mnie...
- To gratulacje! – krzyknęłam.
- Cicho! - skarciła mnie. - Nie gratuluj mi, nie ma czego.
- Jak to?! Dostałaś się na najlepsze studia.
- Wiem, ale będę musiała mieszkać z dala od Daniela...
- Będzie dobrze, spokojnie. Wymyślicie coś – pokrzepiłam ją.
- Myślisz? – spytała za nadzieją.
- Ja to wiem. Mogłaś mu od razu powiedzieć o co chodzi, a
nie wpychać język do gardła.
- Nie mów tak! Będziesz miała chłopaka, to zrozumiesz.
- Prędzej zacznę się na różowo ubierać – odparłam ostro.
Wstałam i wyszłam z pokoju.
Zirytowała mnie. Daniel, Daniel, Daniel. Wszędzie kurna Daniel! Kiedyś to ja
byłam na pierwszym miejscu. Byłam jej oczkiem głowie. Broniła mnie przed
szkolnymi tyranami. Pomagała mi w zadaniach. Wychowywała mnie, kiedy rodzice
nie mieli czasu. Byłyśmy nierozłączne. A później wszystko się zepsuło. Hormony
jej buzować zaczęły. Zmieniała chłopaków, jak rękawiczki. Ale teraz znalazła
tego jedynego, idealnego. Poświęca dla niego życiową szanse, marzenia. Niech go szlag.
Padłam na łóżko i zasnęłam.
Minutę później zadzwonił budzik. Wskazywał piątą rano. Już trzy godziny minęły?
Na cholerę ja w ogóle nastawiałam budzik tak wcześnie, skoro jest sobota.
Wzięłam telefon. Sam się nastawił najwyraźniej i podpisał JASON. Nacisnęłam
odbierz.
- Przypomnij mi ile razy mam cię już zamordować? – spytałam zaspanym
głosem.
- Teraz już będzie trzydziesty piąty. Słuchaj muszę ci coś
powiedzieć.
- Jeśli to nic ważnego…
- Zerwałem z Daisy.
- Poczekaj, powiem Weli, żeby cię wpuściła.
- Szybko, bo zamarzam! - i się rozłączył.
Podeszłam do drugiego telefonu i rozkazałam służącej wpuścić
Jasona. Wpadł do mojego pokoju, jak błyskawica i owinął się kocykiem. Wpatrywał
się we mnie i szeroko uśmiechnął.
- Co? - spytałam.
- Nic, nie ważne. Daisy mi powiedziała, że albo ona albo ty.
- I ty, jak skończony debil wybrałeś mnie!
- Powinnaś się cieszyć, ale tak bardzo cenię naszą przyjaźń!
– oburzył się.
- Cieszę się i to bardzo, ale będziesz musiał w końcu ułożyć
sobie z kimś życie.
- A co jeśli ja nie chce?
- Jason, to że ja jestem odludkiem, nie znaczy, że ty też
musisz nim być.
- Ty też nie. Kiedy ostatni raz się całowałaś?
- Przecież wiesz, że nigdy. Co to w ogóle za pytanie!
- No właśnie. Może gdzieś tam jest mężczyzna twojego serca.
- Jeszcze jedno słowo, a będziesz żałował, że mnie wybrałeś.
- Oj, no przestań. Wiem, że nie lubisz tego tematu, ale to
jest wspaniałe uczucie kochać kogoś.
- Tak to kogo kochasz? Bo już chyba nie Daisy.
- Ja... Matrona tą osobą jesteś ty.
Zamurowało mnie. Przez tyle lat
się przyjaźniliśmy, a ja nic nie zauważyłam. To, jak patrzył się na mnie, jak
mnie przytulał, jak pocieszał. To wszystko było z miłości. Dlaczego tego
wcześniej nie dostrzegłam? Zawsze był na moje zawołanie. Wolał zerwać z
dziewczyną niż przestać się ze mną przyjaźnić. Zwierzałam mu się, jak
przyjaciółce. Ufałam, jak rodzicom. Przyszedł nad ranem, żeby wyznać swoje uczucia, bo nie mógł już się ukrywać i udawać. Czy zasłużyłam na taką miłość? Czy ja w ogóle potrafię odczuć coś takiego, jak miłość czy pożądanie do drugiej osoby?
- Wyjdź - powiedziałam i wskazałam na drzwi.
- Co? Ja ci właśnie wyznałem...
- Wyjdź, rozumiesz? - spytałam ze łzami w oczach.
Nie chciałam tego robić, ale musiałam. Ze mną byłby
nieszczęśliwy. Nie czułabym się już przy nim tak swobodnie. Na samą myśl o tym,
że zacząłby mnie zdrobniale nazywać robiło mi się nie dobrze. Nie mówiąc już o
pocałunkach w miejscach publicznych. Takie pary, aż się prosi, żeby kamieniem
rzucić. I teraz sama miałabym tak robić? Nigdy.
Jason zrzucił kocyk i przytulił
mnie mocno. Próbowałam opanować łzy, ale i tak spłynęły mi po policzkach.
- Nie kocham cię Jason - skłamałam - i nigdy nie pokocham.
Czułam, że źle robię. Nawet jeśli pasujemy do siebie, jak dwie krople wody czy rozumiemy się bez słów. Ale on jest wspaniałym chłopakiem. Nie
pozwolę, żeby zmarnował sobie ze mną życie. Miał wielkie plany na przyszłość.
Zawsze marzył, żeby wyjechać na Pola Elizejskie. Wybudować tam ogromny dom,
założyć rodzinę. Mnie te rzeczy kompletnie nie interesowały. Wolę żyć chwilą.
Nie lubię planować przyszłości, martwić się, co wydarzy się jutro.
Jason w końcu chyba zrozumiał.
Opuścił ramiona i bez słowa wyszedł z mojego pokoju. Usłyszałam tylko trzask
zamykanych drzwi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/przeczytałaś?
Pozostaw swoją opinię w komentarzu, w końcu ja też muszę coś czytać ;p
(ps bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania)W końcu znacie pełne imię głównej bohaterki! Podoba wam się czy nie?
Co sądzicie o rozwoju wydarzeń? Mat dobrze postąpiła odrzucając Jasona?
Rozdział ciekawy ^^ Mam wrażenie, że Matrona jeszcze zmieni zdanie :P życzę weny ^^ i zapraszam na mojego bloga :3 krwawekrysztaly.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCzemu? Czemu został we friendzone? :"( współczuję Jasonowi- to tako fajny chłopak :( ciekawe imię ;) pozdrawiam i weny ;*
OdpowiedzUsuńDlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? Nie mógł jej pocałować? Dlaczego go oklamuje? To nie fair :c Ciekawe imię :) pisz szybko i oni mają być razem :* Pozdrawiam i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńChlender...!
OdpowiedzUsuńŻal mi go... Smutam... Ale mam nadzieję, że pozna jakiegoś innego faceta, w którym się zakocha... :P
Czekam na next i weny ;)
Dziękuję za komentarze :3
OdpowiedzUsuńPowody odrzucenia Jasona podałam w opowiadaniu. Matronie nie chciała tego robić, ale chce dla Jasona, jak najlepiej. :)