niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 5


Wrzasnęłam i spadłam na podłogę. Całe ciało miałam spocone, a oddech przyśpieszony. Zapaliłam światło w pokoju. Nikogo nie ma. To był tylko sen. Roztrzęsiona przykryłam się kołdrą, ale nie mogłam zasnąć. To było takie realne, jakby na prawdę się działo. Wyobraźnia płata ci figle, pocieszałam się. Przecież nigdy nie miałaś powodzenia u mężczyzn. Tylko Jason... Właśnie, Jason. Co jakby zgłosił się, żeby mnie uratować? Naraził by się na takie ryzyko? A co jeśli by zginął? Nawet nie chce myśleć. Powiesiłabym się chyba.
Zegarek pokazywał szóstą rano. Zazwyczaj o tej godzinie spałam, bo jest niedziela. Wstałam i nalałam sobie wody do wanny. Dodałam płatki róż i sole. Leżałam i rozkoszowałam się ciepłem oraz wonią, która unosiła się w powietrzu.
Po porannej (bardzo porannej) kąpieli, zabrałam się do zadań. Co my tu mamy? Matematyka, gastronomia, medycyna i biologia. Z cyferek byłam całkiem niezła, tak jak i z gotowania. Szybko uzupełniłam przepisy i zabrałam się do rozpoznawania leków. Następnie musiałam opisać ulubione zwierzę. Mogłabym to robić z zamkniętymi oczami. Referat na temat wilków to sama przyjemność.
Po skończeniu, sprawdziłam plan lekcji. Co tydzień się zmienia. W tym tygodniu najwięcej mam ekonomii, pedagogiki i gastronomii. Mam normalne przedmioty, ale dodali nam jeszcze kierunki studiów. Uczymy się na nich podstaw, żeby już teraz sprawdzić w czym jesteśmy dobrzy.
Która to już? Ósma. Do śniadania mam jeszcze godzinę. Puściłam muzykę i na siłę próbowałam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Sprzątać nie mam co, bo Welia się tym zajmuje i zawsze mam idealny porządek. Poszłam więc do łazienki i zrobiłam sobie lekkiego irokeza. Założyłam nowe kolczyki - srebrne kuleczki. Industriala nie ruszałam, bo sam w sobie był super. Resztę wolnego czasu spędziłam robiąc ćwiczenia - taki domowy wf. Zrobiłam serię brzuszków, przysiadów i pompek. Co w sumie było debilizmem, bo kąpałam się dwie godziny temu. Wzięłam szybki prysznic i poszłam na śniadanie.
Zjadłam je w samotności - rodzice w pracy, Telia u Daniela. Przynajmniej niedziele mogliby mieć wolne, a nie tylko soboty. Po posiłku ubrałam się w krótkie spodenki moro, czarny podkoszulek i ruszyłam na miasto. Z muzyką płynącą przez słuchawki przespacerowałam cały dzień. Byłam sama, słuchałam ulubionych piosenek i byłam w ruchu. Czego więcej chcieć?
Wieczorem przyjechał Daniel. Pewnie Telia czegoś potrzebuje albo zapomniała. Jednak, gdy go zobaczyłam w drzwiach, zamarłam. Był blady i strasznie podenerwowany.
- Dzwonię do niej od rana i nic! – wrzasnął i cisnął moje ramiona, w nadziei, że zaraz mu wszystko wyjaśnię.
- Myślałam, że jest z tobą. – odparłam z niepokojem.
Pobiegliśmy do jej pokoju. Pusty. Zero kartki z jakąkolwiek wiadomością. Przepytaliśmy służbę, ale zawsze ta sama odpowiedz: "Tylko wczoraj, jak państwo wróciliście". Rozkazałam im przeszukać cały dom i ogród. Zadzwoniłam do rodziców. Oczywiście żadne z nich nie odbierało. W ogóle to powinni już być w domu. Daniel w tym czasie wypytał znajomych przez telefon. Od godziny niczego się nie dowiedzieliśmy. Wsiedliśmy w końcu do auta Daniela i szukaliśmy jej na mieście.
- Mam nadzieje, że nic jej się nie stało - powiedziałam, powstrzymując łzy.
- Nie mów tak! Jestem pewien, że jest cała i zdrowa... Tylko gdzie? – spytał ironicznie Daniel.
- Byliśmy już we wszystkich jej ulubionych miejscach.
- Jeszcze jedno zostało.
- Jakie? – zadziwiła mnie jego odpowiedź.
- Na pierwszą randkę zabrałem ją na klif.
- Serio? Zabrałeś ją na jakaś górkę?- zadrwiłam.
- Sama zobaczysz – odpowiedział dumnie.
Przejechaliśmy jeszcze kilka kilometrów w górę. Miał racje. Wokół rosły brzozy i lipy. Droga była skąpana od zieleni, którą teraz oświetlał księżyc. Widok stąd był jeszcze piękniejszy. Widać było całe miasto. Nad nim jaśniały miliony gwiazd. Daniel faktycznie jest romantykiem, a ja nie wierzyłam Telii. Z fascynacji wyrwał mnie krzyk chłopaka. Nawoływał moją siostrę.
Po bezowocnych poszukiwań wróciliśmy do domu. Był środek nocy, a wewnątrz krzątali się policjanci. Zdejmowali odciski i przeszukiwali cały budynek. Tata siedział na kanapie przytulając mamę. Tusz spływał z jej oczu.
- Pni Terson, proszę się nie martwić. Znajdziemy ją. – oznajmił policjant.
- Mam nadzieję - wytarła oczy z łez, jeszcze bardziej rozmazując makijaż. - Matrona! Dziecko znaleźliście coś? – spytała.
- Nic - odpowiedział Daniel.
Nie chciałam rozpłakać się wśród tych wszystkich ludzi. Pobiegłam do pokoju i wtuliłam się do poduszki. Co się z nią stało? Czemu nie zostawiła żadnej informacji? Czy jest bezpieczna? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Gdzie do cholery jest moja siostra?! Kolejna fala łez zalała moje policzki. Włączyłam muzykę i starałam się o tym nie myśleć. A jeśli potrzebuje pomocy? Tak, jak ja, kiedy byłam mała. Było to siedem lat temu, ale pamiętam to tak wyraźnie.
Znowu mnie otoczyli. Stałam bezradnie plecami do szafek i z całych sił przyciskałam książkę do piersi. Jakby miało mi to pomóc. Katy złapała mnie za ucho i mocno pociągnęła. Wrzasnęłam i kopnęłam ją w piszczel. Jej siostra, Jen przykleiła mi gumę do włosów. W ślad za nią poszła reszta śmiejących się ze mnie dzieciaków. Skuliłam się i próbowałam powstrzymać łzy. Nie chciałam pokazywać im, że się przejmuje. Byłam najniższa z klasy i najszczuplejsza, czyli idealny obiekt do drwin.
- I co teraz kościotrupie?! - wrzasnęła na cały korytarz Katy.
- Chcesz może jeszcze gumy? – zadrwiła Jen.
Dzieci śmiały z ich tekstów, jakby były to najlepsze żarty, jakie słyszały. Im jednak chodziło tylko o to, żeby się podlizać.
- Może wywalimy na nią śmieci z kubła? - zaproponował Kew.
Był mojego wzrostu, ale wrednością dorównywał bliźniaczkom. Jego kręcone, blond włosy i pulchna twarz sprawiały, że wyglądał, jak cherubinek. Cherubinek  z  diabłem  w środku.
- A może na ciebie go wrzucimy?! - wrzasnęła Telia.
Dzieciaki odwróciły się. Nad nimi stała moja starsza siostra. Była moim ochroniarzem i wybawicielem w szkole.
- Ale ja tylko żartowałem... - zaczął Kew, ale Telia mu przerwała.
- Lubisz znęcać się nad dziewczynkami?  - spytała ironicznie i grzmotnęła go pięścią tłusty policzek.
Zatoczył się i ledwo złapał równowagę. Moja wybawczyni ruszyła ku tym dwóm zołzom. Telia była starsza o trzy lata od nas, znacznie większa i silniejsza. Złapała Katy za warkoczyki. Wyjęła szybko z torby nożyczki. Obiecała jej włosy i to samo zrobiła z Jen. Moje rówieśniczki rozpłakały się i zaczęły wrzeszczeć. Nadbiegł nauczyciel i oczywiście wszystkie winy padły na Telie.
Nie chce, żeby jedyne, co mi po niej zostanie, to wspomnienia. Dochodziła już trzecia nad ranem. Zmęczona tym wszystkim, położyłam się na łóżku i zasnęłam. Sny mnie nie nawiedzały, nie musiały. Wystarczający koszmar przeżywałam w rzeczywistości.
Dziś dowiem się, kim jest Junona. Gdyby nie nakaz zebrania się na głównym placu, nadal leżałabym w łóżku. A tak, to teraz muszę stać wśród tysięcy ludzi i obserwować widowisko. Przynajmniej rodzice są ze mną.
W Erebie było dwadzieścia placów głównych. Każdy z nich był w kształcie kwadratu o wymiarach pięciu kilometrów. Na samym jego początku znajdowała się ogromna scena. Wokół niej tłoczyli się reporterzy. W powietrzu unosiły się sterowce. Na bokach miały wielkie telewizory, na których było widać prowadzącego.
Luis Dercon. Młody, przystojny, z wielką charyzmą i poczuciem humoru. Ubrany był w srebrny, matowy garnitur. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Machał do tłumu i posyłał całusy. Musiał wywrzeć, jak najlepsze wrażenie, żeby za rok znów go wybrali na prowadzącego.
Z głośników przy scenie zadudniła melodia hymnu. Nie posiadał słów. Muzyka sama w sobie robiła wrażenie. Zawierała krzyki ginących ludzi, wystrzały i okrzyki zwycięstwa. Powstał on z nagrań z czasów wojny.
- Witam! - powiedział Luis do mikrofonu. - Czas rozpocząć kolejny wyścig po Junonę.
Rozległy się oklaski. Ludzie uwielbiają ten rodzaj rozrywki. Walka o piękną kobietę między setkami mężczyzn. Można to jedynie porównać do turniejów rycerskich. Ubrani w srebrne zbroje walczyli na miecze, aby zdobyć rękę księżniczki i zostać przyszłym królem.
Luis dał znak, żeby wszyscy zamilkli. Po minucie ciszy na wszystkich telewizorach pojawiła się Junona. Blond pukle okrywały jej nagie ramiona. Mocny makijaż podkreślał zielone oczy i usta. Ubrali ją w białą suknie utrzymującą się na piersiach. Gorset zdobiony był małymi różami z diamentami. Szeroki, falowany dół rozchodził się na pół metra od Junony. Wygląda przepięknie. I będzie wyglądać tak samo, podczas wesela na koniec wyścigu. Ale kto stanie u jej boku? Który zostanie jej Jupiterem? Ile osób poświęci życie dla niej? Ilu zdobędzie się na odwagę, aby uratować Telie?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/przeczytałaś? Pozostaw swoją opinię w komentarzu, w końcu ja też muszę coś czytać ;p (ps bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania)
Zaskoczeni, że to nie Matrona jest Junoną, tylko jej siostra?  Spodziewaliście się tego czy raczej nie? I czy duże zrobiło to na was wrażenie?
A co do Daniela, lubicie go?
Zapraszam do odwiedzenia zakładki Bohaterowie. Może, jeśli zobaczycie, jak wg mnie mogliby wyglądać postacie, to pomoże wam to w czytaniu :D

4 komentarze:

  1. Wow, niezły szok. To Telie będzie Junoną? Już myślałam że to Mat, została wybrana. Lubię go. Mam nadzieję, że się zgłosi i ją uratuje!. Czekam na next'a. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera! Czy Mat weźmie udział w wyścigu?
    Chciałabym... Daniel jest nawet OK. :)
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow o.O nie spodziewałam tego. Genialnie to napisałaś ;) Czekam na next i weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarze! :D
    Cieszę się, że udało mi się was zaskoczyć zakończeniem rozdziału.
    Muszę przyznać, że trochę mnie rozgryzłyście ;p
    Pozdrawiam gorąco :3

    OdpowiedzUsuń