piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 4


To był chyba najgorszy z moich dotychczasowych poranków. Przepłakałam ponad godzinę za nim zasnęłam. Obudziłam się z podkrążonymi i zapuchniętymi oczami. Śniadanie zjadłam w pokoju. Kanapki z miodem i kakao poprawiły mi lekko humor.
Dłonie wyjątkowo przestały mnie boleć. Poszłam do łazienki i ściągnęłam opatrunki. Pod bandażami była gładziutka skóra. Dotknęłam miejsc, z których jeszcze wczoraj leciała krew. Ani śladu. Może mam halucynacje po nieprzespanej nocy?
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Wyszłam z łazienki.
- Proszę - powiedziałam.
- Dzień dobry, panienko - przywitał się Cody. - Jesteś proszona do salonu.
- Powód?
- Przyjechał pani ojciec.
Od razu się uśmiechnęłam. Ruchem ręki nakazałam słudze odejść. Otworzyłam drzwi do garderoby. Miała ona tak z pięć metrów długości. Była najmniejsza spośród wszystkich znajdujących się w domu. Znalazłam czarną obcisłą sukienkę z ćwiekami na ramionach i dziesięciocentymetrowe buty na obcasie. Z włosów ułożyłam małego irokeza za pomocą żelu.
Gotowa ruszyłam do salonu. Już na korytarzu słyszałam rozmowę rodziców i Telii.
- Kochanie jesteśmy tacy szczęśliwi! - powiedziała z entuzjazmem mama.
- To niesamowite! Mało kto dostaje się na takie studia po roku kształcenia umiejętności.
- To miłe co mówicie, ale... O patrzcie, Matrona przyszła! - zmieniła temat Telia.
- Dzień dobry - powiedziałam i przytuliłam się z nimi.
Cody przyniósł szampana i już miał otwierać, kiedy tata go powstrzymał.
- Pozwól - zabrała butelkę od sługi.
Szybko odkorkował i nalał każdemu z nas szampana. Wzięliśmy po lampce i wypiliśmy na cześć mojej siostry. Spojrzałam na nią pytająco. Kiwnęła dwa razy na "nie". Czyli, nie powiedziała im jeszcze co o tym sądzi. Po wysłuchaniu kolejnych gratulacji rodziców, wsiedliśmy do forda Shelby GT350 taty. Pojechaliśmy najpierw do teatru, potem do restauracji i na koncert symfoniczny. Rodzice i Telia uwielbiali spędzać tak czas. Ja siedziałam cicho i znosiłam to wszystko. Nie chciałam robić im przykrości. Wieczorem wróciliśmy do domu, ponieważ robiło się zimno. Dni były gorące i przyjemne, ale noce przeraźliwie mroźne.
W szkole dni mijały strasznie wolno. Przerwy spędzałam sama. Jason przestał się do mnie odzywać. Kiedy patrzył się na mnie, wyglądał jakbym mu rodzinę zabiła. Przesiadał się ode mnie podczas lekcji. Może nie powinnam go odrzucać? Bylibyśmy parą, pewnie nawet szczęśliwą na początku. Jak ja mam mu teraz powiedzieć, że żałuje tego co powiedziałam? Przecież uzna, że jestem jedną z tych "głupich nastolatek". Docenisz, jeśli stracisz.
Tydzień mijał za tygodniem. Maj dobiegał już końca. Przez miesiąc zdążyłam się przyzwyczaić do bólu po utracie przyjaciela. Na półmetek poszłam tylko dlatego, że rodzice mi kazali. Muzyka średnia, ale bawiłam się świetnie. Sama byłam zaskoczona, gdy koleżanki z mojej klasy zaciągnęły mnie na parkiet. Jedzenie było wspaniałe. Dawno, w sumie nigdy, nie byłam na dyskotece.
Telia oczywiście przywiozła i odwiozła mnie. W aucie nawiązałyśmy dość ciekawą konwersację.
- Kiedy im powiesz? - spytałam.
- Że nie pójdę na te studia? Nie wiem, boję się.
- Jesteś ich dzieckiem, przecież nie przestaną cię kochać. Będę źli, bo to na prawdę wspaniała oferta. Jesteś dorosła, zrobisz co chcesz.
- Wiesz co? Jesteś najlepszą siostrą na świecie. Kocham cię.
- Dzięki, ja ciebie też.
Jutro już trzydziesty pierwszy maja. Ciekawe, kogo tym razem wybiorą na Junonę. Co roku organizowane jest święto Junony, żeby sprawdzić, jak silna jest miłość. Dwadzieścia pięć lat temu coś takiego nie istniało. Państwo traciło na tym, aż nazbyt wiele. Ludzie popełniali samobójstwa z powodu odrzucenia, różne przestępstwa w ramach zemsty lub mordowali z zimną krwią. Rząd zorganizował zawody? Nie, raczej wyścig po miłość, władzę i pieniądze. Zostaje wybierana kobieta, która w życiu miała bardzo wielkie powodzenie u mężczyzn. Przewozi się ją na Pola Elizejskie. Jest tam przetrzymywana i z dnia na dzień dają jej mniej jedzenia. Uratować ją może mężczyzna, który wygra wyścig, czyli pokona przeciwników. Ilość zawodników jest nieograniczona. 95% uczestników zazwyczaj zgłasza się tylko dla korzyści materialnych. Wygraną jest oczywiście Junona, pół miliona dolarów i miejsce w zarządzie Edenu. Kto by nie poszedł na taką okazje?
Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam. Ciemność pochłonęłam mnie, jak nigdy dotąd. Dni spędzone w gronie rodziny bywają męczące. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Niezgrabnie wstałam i otworzyłam je. Do pokoju wpadło kilku mężczyzn. Byli ubrani w ciemnozielone kombinezony, a na głowach mieli kaski. Twarz zasłonili czarną szybką. Skierowali ku mnie pistolety i jeden z nich powiedział:
- Witamy, tegoroczną Junonę.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytałeś/przeczytałaś? Pozostaw swoją opinię w komentarzu, w końcu ja też muszę coś czytać ;p (ps bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania)
W sumie nic się nie dzieje za wiele, ale mam nadzieję, że się podoba. Mat ma wyrzuty sumienia co do Jasona, powinna z nim pogadać czy nie? Zaskoczeni końcówką? 

4 komentarze:

  1. Oooo... Nieładnie, nieładnie...
    Mam przeczucie, że Jason wygra ten cały wyścig....
    Ale kończyć w takim momencie?!
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś? W takim momencie. Żal mi trochę Jasona, polubiłam go. Mat została wybrana. Mogę się założyć że chłopak wygra ten wyścig. Czekam na next'a. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O. Wow o.O Tylko tyle jestem w stanie teraz powiedzieć. Nie spodziewałam się, że to ona zostanie Junoną. Może nawet lepiej :D
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarze :D Spokojnie kolejny rozdział dodam za 2/3 dni. I przepraszam, że w takim momencie :c ale muszę zachować to napięcie ;P
    Pozdrawiam cieplutko :3

    OdpowiedzUsuń